Zdziczenie

Świątynia


Mówienie o galeriach handlowych jako o współczesnych świątyniach jest od dawna już kliszą. Jednak wbrew potocznemu mniemaniu, to co czyni z nich świątynie, to nie obiekt kultu (konsumpcja w tym przypadku), lecz prospołeczny charakter tych przestrzeni. Galerie są świątyniami, gdyż ludzie regularnie i z wyboru spędzają tam zbiorowo czas. Snując się od sklepu do sklepu, celebrując wspólnie posiłki, przed, po lub zamiast seansu kinowego.
Sięgając do europejskiej tradycji, można postawić pytanie – co to za świątynie bez witraży? Dlatego też
aranżacja kopuły Złotych Tarasów uzupełnia ten brak. Miękkie wielobarwne światło przelewa się do wnętrza, tworząc jedno, spójne i wspólne dla wszystkich doświadczenie wizualne. Świat zewnętrzny widoczny zza szyb jest doświadczany poprzez medium tego doświadczenia: jednako dla wszystkich. Tak
przeobrażona czasoprzestrzeń staje się podstawą komunii wspólnotowego doświadczenia. A wspólnotowe doświadczenie sięga do rdzenia sensu istnienia świątyni: Misterium, osiągane przy pomocy dowolnych środków skupiających ludzi w jednym przeżyciu.

Grota solna


Przejścia dla pieszych są reliktem czasów, gdy o ludziach nie poruszających się samochodem myślano jako o drugorzędnym uczestniku ruchu drogowego. Wraz ze zmianą sposobu myślenia, utraciły one swoją podstawową przydatność i przylegające do nich moce obrotu towarami, jako pasaże handlowe.
Znajdujące się pod Rondem Praw Kobiet przejście, doznaje radykalnej transformacji. Pozamykane, lecz ciągle oświetlone witryny sklepów stają się jedynym, różnobarwnym źródłem światła w drugim życiu tej przestrzeni. Przy pomocy sztuki kamieniarskiej i inżynierii budowlanej pasaż ulega przemianie. Zmienia się w jaskinię i jednocześnie grotę solną. Zęby ciągle przyrastających stalagmitów i stalaktytów
wspomagane przemyślnym systemem kondensacji wody porastają ściany, sufit i podłogi przejścia. Woda, nasączona roztworami soli, które wytrącają się na powierzchniach, tworzy unikalny, prozdrowotny mikroklimat jaskini. W lato, podziemia dają wytchnienie mieszkańcom. W zimę parę rund dookoła groty solnej wspomaga funkcjonowanie płuc i wzmacnia zdrowie.

Epoka lodowcowa


Równina mazowiecka jest dokładnie tym, na co nazwa wskazuje: równiną, pozbawioną bardziej szczegółowych punktów charakterystycznych przestrzeni. Została ukształtowana w efekcie ruchów lodowca, który wygładził i wypłaszczył jej teren.
Ponowne powstanie lodowca na terenie warszawy, jest więc podróżą w czasie. Lodowiec już kiedyś tu był, teraz jest ponownie, w czasach globalnego oświetlenia. Usytuowany na szczycie kopy Cwila, a więc czymś co moglibyśmy nazwać lodowcem (rozumianym jako kumulacja warunków) architektury PRL, staje się niemal natychmiast landmarkiem miasta. Rezonuje to z ideą „Gór dla Warszawy” Jana Dziaczkowskiego, pomysłem wzbogacenia krajobrazu miasta o obiekty naturalne dużej skali. Dokłada kolejną cegłę do tradycji polskiego himalaizmu, stanowiąc bazę dla rozwoju sportów zimowych, jest obiektem wewnątrzmiejskiej (i nie tylko) turystyki, odciążając centralne dzielnice Warszawy jako punkt zainteresowania. Last but not least, przynosi ulgę mieszkańcom w upalne letnie dni.

Ouroboros


Ouroboros zwracająca percepcję odchodzenia publicznemu oku. Wychodząc od dwudziestowiecznego odkrycia, że da się społecznie odciąć od śmierci poprzez wypchnięcie jej poza obręb doświadczenia życiowego do systemu szpitali i domów spokojnej starości, jej obecność zostaje przywrócona jako przestrzenne doświadczenie zbiorowe. Elewacje budynków, których mieszkańcy zmarli, zostają przyozdobione ich kośćmi. Domy przestają być tylko „maszynami do mieszkania”, (od)zyskują swoją historię ludzkiego trwania. Niektóre dłuższą, niektóre krótszą, czytelną na pierwszy rzut oka z zewnątrz.
Szpitale zaś – ich fasady stają się ossuariami, pomnikami walki z upływem czasu.
Ten zwrot ku średniowiecznym i barokowym zwyczajom (które wówczas miały charakter przyozdabiania kościołów i kaplic czaszkami i kośćmi) wprowadza z powrotem refleksję nad cyklicznością życia. Memento mori = Memento vivere. Koło czasu zostaje domknięte, Ouroboros jest znów wolny i może pochwycić swój ogon. Jego cykliczność na powrót rezonuje z cyklicznością życia ludzkiego (cykl dobowy, cykl pór roku, cykl życia).

Wielka rafa reklamowa


Wielka rafa reklamowa ciągnie się przez ocean Warszawy, wyraźnie odcinająca się w jej nocnym krajobrazie z okien startujących i lądujących samolotów. Zapis historii dizajnu i typografii, kolekcja trendów tego jak przedstawiać i zachęcać do zakupu kolejnych dóbr konsumpcyjnych.

Nie od dziś wiadomo, że reklamy mają tendencję do pożerania miasta. Czy mogą być jednak miastotwórcze? Zakaz usuwania starych reklam, szyldów świetlnych, kasetonów, neonów, przeobraził charakter frontów budynków i pasaży handlowych. Teraz, nawarstwiają się one, tworząc łunę barwnej mgławicy gustów i mód minionych i obecnych dni. Najbardziej śmiercionośny aspekt reklamy czyli ich powtarzalność: to samo logo banku, ten sam szyld żabki, te same outdoory brandów modowych stały się klockami, z których budowane są unikalne kombinacje architektury fasad, stochastycznego rozkładu kasetonów i logotypów, kolejności ich nawarstwiania się, przenikania i mieszania się ich świateł. Ten miks stworzył pasaże wyjątkowych przestrzeni, powstałych z iteracji podobnych elementów, o których co prawda wiadomo, że przynależą do świata handlu, ale tylko do pewnego momentu. Ich skala sytuuje je jako świetlne rzeźby powstałe z mieszanki obecnego i minionych sezonów.

Schodki


Jednym z procesów, które można rozpoznać w obszarze miast jest wewnętrzny turyzm. Przykładem może być nieszczęśliwa konfiguracja lokalnych centrów w Warszawie – są one zogniskowane głównie w śródmiejskim obszarze miasta. Powoduje to przepełnienie i degradację tych rejonów (w analogicznysposób, jak przez nadmierny ruch ludzki wyniszczone są niektóre obszary Barcelony, czy czeskiej Pragi), jednocześnie wysysając życie i inicjatywę do budowania własciwej tkanki miejskiej w obrzeżnych dzielnicach.
Od czasu przebudowy lewobrzeżnego nabrzeża Wisły, taką destynacją dla wewnętrznego turyzmu stał się deptak rozciągający się od Pomnika Syrenki do Mostu Śląsko-Dąbrowskiego. Powstała zabudowa nabrzeża, przez swoje wyniesienie i rozległość, przyczyniła się wybitnie do odcięcia tego rejonu od rzeki oraz zniszczenia elementów naturalnych jakie wcześniej się tam rozciągał (pas drzew, pas dzikich krzaków). Podobnie jak poszerzenie ulic nie powoduje rozładowania ruchu samochodowego, tylko stanowi długofalową zachętę do zwiększania liczby pojazdów, tak i tu – utworzenie szerokiego deptaka zwiększyło ludzki (i samochodowy) korek w tej okolicy.

Sposobem na rozładowanie tej sytuacji, i powstrzymanie destrukcyjnego efektu nadmiaru wewnętrznego turyzmu, jest zeskalowanie zabudowy nabrzeża Wisły. Powrót do oryginalnej, otwartej, schodzącej w dół do rzeki formy, z niewielkim pasem ruchu pieszego wzdłuż, przywraca kameralny charakter schodków. Wszystkie elementy o charakterze pomostu, efektywnie odcinające ludzi od Wisły zostają zdemontowane. Zamiast nieśmiertelnych, „eleganckich” płyt granitowych, przywrócone schody wylane są z betonu – którego przyjemną charakterystyką jest to, że z czasem ulega on degradacji, przestrzelony wystającą w jego rozpadlinach półdziką roślinnością. To zmniejszenie skali i kontrolowany rozpad okolicy (przy zachowaniu jej użytkowości) degraduje miejsce jako cel wewnątrzmiejskiej turystyki, i jednocześnie podnosi kameralną, lokalną jakość przestrzeni, pozwalając ludziom rozgęścić się wzdłuż znacznie szerszej części nabrzeża rzeki.

Wybieg


Po zniknięciu niedźwiedzi z wybiegu przy Parku Praskim powstało pytanie, co dalej z tym terenem.

Powstały na tym miejscu mural, czy może raczej ziemal, wykonany jest przy pomocy przyjaznych środowisku farb, które pokryły powierzchnię skalniaka, reling barierek, płot, fosę, kraty. Stworzone w ten sposób wielkoformatowe malowidło naskalne: lekka, wielokolorowa kompozycja egzotycznych i przyjemnych dla oka barw, poprzez swój wolumen oraz skalę przeobraziło opuszczony wybieg w landartowy post-ludzki i post-zwierzęcy monument. Funkcjonuje on jako punkt widokowy na mapie miasta, i jednocześnie jest najbardziej charakterystyczną realizacją w przestrzeni publicznej po prawej stronie Wisły. Oparty o oczywiste odwołanie do umieszcznej na na kalifornijskiej pustyni Góry Zbawienia (Salvation Mountain), stał się pagórkiem zbawienia: dla zwierząt, że już tu nie musiały, dla ludzkich oczu, od geometrozy klombów i chodników miejskich.

Wysypisko


Możesz wyrzucić wszystko: pralkę i lodówkę. Kubełek po lodach Ekipa. Natkę od pietruszki. Pęknięty kubek, Oponę. Oponę też możesz wyrzucić. Znoszone palto. Żarówki i termometr rtęciowy. Pieluchy. Torbę żulówkę pełną miksu organicznych i nieorganicznych. Bez konsekwencji.
Oprócz takiej, że wysypisko znajduje się w centrum miasta. Więc chcąc, nie chcąc, będziesz wizualnym i olfaktorycznym świadkiem wszystkiego, co tam się znajdzie.
To wysypisko staje się wiec przedmiotem gry, w której nie istnieje suma zerowa. Albo ktoś wyrzuca tam (wygrywa) ale wszyscy (w tym wyrzucający) – przegrywają, albo sytuacja ewoluuje do nieznanego jeszcze kształtu gry o sumie dodatniej. Jak może ona wyglądać? Nie wiadomo. Wysypisko jest bowiem radykalnym placem zabaw i zbiorową grą edukacyjną poprzez uczestnictwo – w ten czy inny sposób. Jaki przestrzeń jest też nową możliwością do spędzania czasu (zwiedzania), polem psychogeograficznych dryfów, które przecinają jego ścieżki. Ze względu na nagromadzenie rożnych materiałów – uczy też nowych języków wrażliwości, obserwacji procesów rozpadu, kompostowania, powrotu – bądź nie – różnych zakresów przedmiotów do obiegu natury. Umożliwia obserwację tego, jak miejska fauna adaptuje się do tej sytuacji.
Uczy też ryzyka na żywych przykładach – najprawdopodobniej ta przestrzeń nie spełnia ani jakichkolwiek norm unijnych, ani minimum standardów BHP, więc z eksploracją tego terenu wiąże się ryzyko dla odwiedzającego.

Zawsze północ, zawsze południe


720 Zegarów umieszczone na wszystkich ścianach Pałacu Kultury pokazują każdą możliwą godzinę dnia i nocy na raz, znosząc “pojęcie czasu” i oddając go z powrotem mieszkańcom by ich zbiorowe ciało wyznaczyło jego rytm, tak jego pojedyńcze ludzkie atomy uważają za słuszne. Wszystkie inne zegary są zakazane w całym mieście, aplikacje z zegarami są geoblokowane na terenie Warszawy.
To wgryza się w niewidzialną oś konstrukcji miasta, równie realną jak proste ulic i sztywne ramy zabudowy kwartałów wytycznone przez kształty działek pod zabudowę. Rozluźnienie, a tam gdzie to możliwe, porzucenie osi czasu zwraca mieszkancóm cykle tworzące pomost między człowiekiem a kosmosem. W zimie śpi się wiecej, w lato mniej. Sen staje się wielofazowy, nie ma jednej doby, lecz kilka okien zbiorowej świadomości przeplatającej się przez dzień i noc. Podwieczorek z powrotem spożywany jest w okolicy północy. Świat bullshit jobs umarł: robisz co chcesz, kiedy chesz, gdyż zapewnienie podstawowych potrzeb życia, to tylko ułamek mocy przerobowych społeczeństwa postindustrialnego. Organizacja pracy nie istnieje.
Jednego dnia jesteś rybakiem, innego organizujesz wystawę minerałów i jadowitych pajaków, jeszcze innego,trzymając się za ręce toczysz się kołem w noc.
Jak zdążysz to zdążysz, jak nie zdążysz to zdążysz innym razem.

Całopalenie

Raz do roku, losowany jest budynek użytkowy stojący w Warszawie. Najemcy otrzymują propozycję nowej lokalizacji, a właściciele zwrot wartości budynku. Czy jest on perłą architektury, czy tegoroczną makabryłą, nie ma znaczenia. W najkrótszą noc roku, tłumy gromadzą się w bezpiecznej odległości, by obserwować jak pierwsze płomienie zaczynają lizać ściany budynku na tle zachodzącego słońca, szyby pękają od gorąca, aż przez całą noc, pod czujnym okiem straży pożarnej budynek się dopala, a następnie zostaje wyburzony.
Czemu służy ten z pozoru tak dziwny i kosztowny zwyczaj? Życie ludzkie ma tendencję do bycia zakładem, który obstawia stabilność i trwałość zastanych sytuacji. Stad też wszystkiego typu „wypadki losowe”, są traktowane jako coś osobnego, wyjątek potwierdzający regułę, coś wrogiego przez swą niespodziewaność. Tyle że, ta niespodziewaność jest powodowana tendencją do wypychania ze świadomości możliwości zdarzeń, które nam nie pasują, burzą jego pozornie stabilny horyzont.
Powstały zwyczaj całopalenia budynków, nie ma w sobie nic religijnego, jeśli już, to jest zbiorową refleksją nad inherentną niestabilnością jakiejkolwiek stabilizacji, która została osiągnięta. Większość procesów miejskich jest metodyczną walką przeciw entropii, będącą jedną z cech świata naturalnego. Święto całopalenia ma więc racjonalny, świadomościowy i zbiorowy status. Jest celowym, kontrolowanym zaproszeniem jednej z form radykalnego rozpadu w obszar procesów miejskich. Tak, by mógł być obserwowany, i na własny użytek oswajany, poprzez zbiorowe doświadczenie i przeżycie.

Projekt został zrealizowany w ramach stypendium artystycznego m.st. Warszawy